Podsumowanie inicjatyw realizowanych w obszarze cyfryzacji szkół oraz działań podjętych przez MEN w związku z pandemią koronawirusa to najważniejsze zagadnienia nowego informatora dla dyrektorów szkół i nauczycieli.

W publikacji pojawia się m.in. opis platformy epodreczniki.pl, wykaz materiałów informacyjnych i stron internetowych przydatnych do nauki online. Materiał przybliża także projekty szkoleniowe dla nauczycieli w zakresie podnoszenia kompetencji cyfrowych oraz działania zwiększające udział technologii informacyjno-komunikacyjnych w procesie dydaktycznym. Zachęcamy do korzystania z materiału.

Działania na rzecz cyfryzacji edukacji

– W informatorze zestawiliśmy najważniejsze działania i projekty realizowane w ostatnich latach na rzecz cyfryzacji edukacji oraz upowszechniania technologii informacyjno-komunikacyjnych w procesie nauczania i uczenia się. Działania te okazały się szczególnie ważne i potrzebne w kontekście czasowego ograniczenia funkcjonowania szkół, kiedy jednostki systemu oświaty realizują swoje działania z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość – wskazał minister Dariusz Piontkowski we wstępie do publikacji.

Szef MEN zaznaczył, że ze skuteczność tych działań potwierdza m.in. ogromne zainteresowanie platformą epodreczniki.pl, na której znajdują się bezpłatne i zgodne z podstawą programową materiały dydaktyczne. Stronę każdego dnia odwiedza niemal pół miliona użytkowników. Odnotowujemy również średnio ponad 1,3 mln odsłon platformy dziennie.

Informator dla dyrektorów szkół i nauczycieli – najważniejsze zagadnienia

W publikacji pojawia się opis materiałów informacyjnych w zakresie nauki zdalnej, m.in. informatora MEN dotyczącego organizacji kształcenia na odległość oraz poradnika przygotowanego przez UODO we współpracy z MEN, który jest poświęcony bezpieczeństwu danych.

W dziale „Cyfrowe materiały dydaktyczne” znalazł się szczegółowy opis strony epodreczniki.pl oraz wykaz materiałów przygotowanych przez Centralną Komisję Egzaminacyjną i Ośrodek Rozwoju Edukacji. Ta część przybliża także serwisy internetowe przydatne do nauki online oraz ofertę edukacyjną TVP.

W dalszej części materiału znalazł się opis projektów szkoleniowych dla nauczycieli w zakresie podnoszenia kompetencji cyfrowych oraz innych projektów realizowanych w obszarze cyfryzacji szkół, takich jak program „Aktywna tablica” czy Ogólnopolska Sieć Edukacyjna.

Oddzielne miejsce zajmują rekomendacje dotyczące wsparcia uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi.

Informator MEN – zachęcamy do korzystania

Informator przeznaczony jest przede wszystkim dla dyrektorów szkół i nauczycieli. Mogą z niego również korzystać samorządowcy, którzy w materiale znajdą pełny wykaz aktów prawnych przygotowanych przez MEN w związku z pandemią koronawirusa.

Dział dotyczący cyfrowych materiałów dydaktycznych będzie z kolei przydatny dla rodziców i uczniów. Można w nim znaleźć m.in. wykaz stron internetowych do kształcenia online. Materiały dostępne w tych serwisach z pewnością pozwolą na pogłębianie zainteresowań i rozwijanie wiedzy młodych ludzi. xxx

Zachęcamy do skorzystania z informatora!

Źródło: men.gov.pl

Materiały:

Informator dla dyrektorów szkół i nauczycieli – działania MEN na rzecz cyfryzacji edukacji
Informator​_MEN.docx 8.66MB

Informator dla dyrektorów szkół i nauczycieli – działania MEN na rzecz cyfryzacji edukacji
Informator​_MEN.pdf 4.36MB



Dzień Nowych Technologii w Edukacji to pomysł, którego założeniem jest rozpowszechnianie technologii informacyjno-komunikacyjnych, które są wykorzystywane w pracy z uczniami w szkole i poza nią. W tym roku wystartuje trzecia edycja tego wydarzenia.

Ministerstwo Edukacji Narodowej zachęca do zorganizowania Dnia Nowych Technologii w Edukacji w szkołach, placówkach oświatowych oraz przedszkolach. Inicjatywy mogą mieć formę zajęć, warsztatów, prezentacji multimedialnych, gier, zabaw, projekcji filmów, spotkań z ciekawymi osobami czy pokazowych lekcji dla dzieci i dorosłych. Można zgłaszać je przez formularz zgłoszeniowy na tej stronie.

Najlepsze zarejestrowane aktywności będą mogły rywalizować w konkursie na najlepsze wydarzenia Dnia Nowych Technologii w Edukacji. Laureaci zostaną wyróżnieni nagrodami rzeczowymi. Zgłoszenia konkursowe można przesyłać do 17 kwietnia br.

Aby wziąć udział w konkursie, szkoła/placówka musi zgłosić wydarzenie DNTE, zorganizować 20 marca zgłoszoną aktywność oraz przygotować z niego relację za pomocą edytora dostępnego na Zintegrowanej Platformie Edukacyjnej epodreczniki.pl

Szczegółowe informacje na temat konkursu znajdują się w regulaminie wydarzenia. Szkoły i placówki zainteresowane udziałem w przedsięwzięciu powinny przesłać zgłoszenia za pośrednictwem formularza rejestracyjnego.

Agata Pąchalska

Źródło: men.gov.pl


ekonomia-informacje-65.jpg

Polityka monetarna Rezerwy Federalnej, globalne spowolnienie gospodarcze, brexit, negocjacje handlowe USA i Chin – te wydarzenia wywołują ostatnio ogromne wahania na rynku akcji, obligacji czy walut, w znikomym jednak stopniu wpływają na kryptowaluty. To może być cenny sygnał dla inwestorów.

 

Ceny większości najpopularniejszych kryptowalut stoją w miejscu. Od blisko miesiąca cena bitcoina porusza się w bardzo wąskim przedziale ok. 3,6-4 tys. dolarów. Jeżeli popatrzymy nieco szerzej – od końcówki listopada do dzisiaj notowania mieszczą się w przedziale ok. 3,15-4,30 tys. dol. Jak na wahania, do jakich przyzwyczaiły nas kryptowaluty, to naprawdę niewiele. Oczywiście wcześniej były istotne spadki – na przełomie lat 2017 i 2018 czy nawet jeszcze w połowie listopada ub.r., który w szybkim tempie sprowadził ceny bitcoina z 6,5 tys. dol. do poziomo o niemal połowę niższego. Bieżący stan, w jakim znalazły się kryptowaluty, niekoniecznie musi być jednak zły. Biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia ekonomiczne i geopolityczne, stabilizację kryptowalut można nawet wziąć za ich ogromny plus.


cryptocurrency-3409725_640.jpg

Jak długo będziemy czekać, aż kryptowaluty wedrą się do naszej codzienności? Niedługo. Facebook i inne największe komunikatory na świecie tworzą własne kryptowaluty. To fundamentalne zmiany dla rynku.

Adaptacja kryptowalut przez duże, międzynarodowe firmy nabiera tempa. Po ogłoszeniu wprowadzenia do użycia własnych kryptowalut przez amerykański bank J.P. Morgan Chase i szwajcarski Julius Baer do grona dołączają firmy oferujące aplikacje do wysyłania wiadomości, m.in. Facebook, Telegram, Signal, Line i Kakao. W sumie blisko dwa miliardy ludzie na świecie niebawem skorzysta z kryptowalut.


matrix-3109378_640.jpg

W połowie lutego jeden z największych banków – amerykański J.P. Morgan Chase ujawnił światu, że stworzył własną kryptowalutę JPM Coin. To może przynieść przełom w systemie bankowości.

W najbliższych miesiącach JPM Coin wejdzie w fazę prób i będzie wykorzystywany tylko do niewielkiej części transakcji amerykańskiego banku. Potencjał jednak jest ogromny. Według danych J.P. Morgan Chase pod koniec czwartego kwartału ub.r. zarządzał on aktywami (AuM) o wartości ok. 2 bilionów dolarów. Z kolei CNBC podaje, że codziennie transferuje on dla największych korporacji więcej niż 6 bln dol. Dla porównania kapitalizacja całego rynku kryptowalut wynosi obecnie ok. 134 mld dol., czyli tylko niewielką frakcję tego, czym zarządza bank.



Wyrok Sądu Najwyższego w USA z 1946 r. dusi rynek kryptowalut. Problem dostrzegli kongresmeni, a także amerykański regulator finansowy. Najprawdopodobniej jednak nie uda się go szybko rozwiązać, a kryptowaluty czekają ciężkie miesiące.

Ceny kryptowalut od tygodni tkwią niemal w miejscu. Notowania bitcoina ciągle oscylują wokół poziomu 3,5 tys. dolarów. Zasadniczym problemem uniemożliwiającym powrót na ścieżkę wzrostu pozostaje niski poziom zaufania zarówno konsumentów, jak i instytucji finansowych. Zwrot sytuacji mógłby nastąpić wraz z wprowadzeniem regulacji na kluczowych rynkach, takich jak USA, które wyjaśniłyby niejasności dotyczące kryptowalut.

Ucieczka do Szwajcarii

Jedna z kwestii wymagających wyjaśnienia dotyczy tego, jak traktować tokeny emitowane w ramach ICO, tzn. oferty publicznej w świecie kryptowalut. Traktowanie wspomnianych tokenów tak, jak papierów wartościowych może mocno utrudniać życie emitentom, m.in. start-upom pragnącym rozwinąć swój biznes. Będzie to bowiem równoznaczne z nałożeniem całej masy wymogów formalnych, czyniąc wiele projektów nieopłacalnymi. Nic więc dziwnego, że firmy po prostu uciekają z USA do bardziej przyjaznych pod tym względem Szwajcarii czy Malty. Według raportu firmy konsultingowej PwC, na każde 100 tys. mieszkańców Szwajcarii przypada pięć start-upów związanych z kryptowalutami i technologią blockchain, podczas gdy w USA tylko jeden.

Test Howeya 70 lat później

Szwajcarski regulator finansowy (FINMA) równo rok temu opublikował wytyczne, jak będzie traktować różnego rodzaju tokeny z ICO. Zarówno firmy, jak i inwestorzy mają jasność, które tokeny będą traktowane tak, jak papiery wartościowe, a które nie. SEC, czyli nadzorca finansowy w USA – do określenia, co jest papierem wartościowym, a co nie jest – stosuje jednak tzw. test Howeya. Rzecz wywodzi się ze sprawy z 1946 r., która dotyczyła sprzedaży kontraktu na rozwój gaju pomarańczy. Sąd Najwyższy w USA uznał na korzyść SEC, iż był to kontrakt inwestycyjny oznaczający „umowę, transakcję lub projekt, w którym dana osoba inwestuje swoje pieniądze we wspólne przedsiębiorstwo oraz może oczekiwać zysków wyłącznie z wysiłków promotora lub strony trzeciej, i nie ma znaczenia, czy udziały w przedsiębiorstwie są potwierdzone formalnymi certyfikatami, czy nominalnymi udziałami w aktywach fizycznych wykorzystywanych w przedsiębiorstwie”.

Jak wyjść z ram właściwych dla papierów wartościowych?

Dokładnie tej samej próbie poddawane są także tokeny z ICO. Biorąc jednak pod uwagę zdecentralizowany charakter kryptowalut, można się z góry domyślić, że jedna część tokenów nie wpada w definicję kontraktu inwestycyjnego, druga część wpada, ale dla kolejnej dużej części jest to kłopotliwe do określenia. Nie trzeba sięgać nawet daleko pamięcią, by znaleźć praktyczne przykłady tego zagadnienia. W połowie grudnia projekt Basis oddał wszystkie zebrane w ramach ICO 133 mln dolarów, gdyż zaaplikowanie prawa adekwatnego do papierów wartościowych praktycznie uniemożliwiło uruchomienie projektu.

Nie oznacza to jednak, że sprawy podobne do wyżej opisanej pozostają bez echa. Podczas przemówienia w Uniwersytecie w Missouri 8 lutego br. Hester Peirce, komisarz SEC, podkreślała potrzebę działania, by wspierać innowacyjność w sferze kryptowalut, bez zagrożenia dla obecnego prawa odnoszącego się do papierów wartościowych. Przyznała, że część projektów po prostu może nie mieć racji bytu właśnie ze względu na test Howeya i prawa z niego wynikające. Peirce, znana w świecie kryptowalut jako „krypto mama”, nie chciała komentować specyficznych przypadków, ale zapowiedziała: „…moje anteny pójdą w górę, gdy najwyraźniej uzasadnione projekty nie mogą być kontynuowane, ponieważ nasze prawa dotyczące papierów wartościowych sprawiają, że są niewykonalne”.

Długa droga przez Kongres

Nadziei w rozwiązaniu problemów dla kryptowalut wynikających z testu Howeya należy szukać w Kongresie. Jeszcze w ubiegłym roku kongresmeni Warren Davidson oraz Darren Soto zaprezentowali tzw. „Token Taxonomy Act”, który ma na celu określenie, że tokeny (a przynajmniej część z nich) nie są papierami wartościowymi i zasługują na traktowanie ich tak, jak odrębną klasę aktywów. W teorii mogłoby to istotnie ożywić rynek ICO w USA, w efekcie także pozytywnie przekładając się na ceny kryptowalut. Projekt utknął jednak w Kongresie i musi zostać ponownie przedstawiony.

Chociaż wydaje się, że byłby to krok w dobrą stronę, to jego wprowadzenie w życie może potrwać miesiące, a nawet lata. Do tego czasu, nadziei na odbicie na rynku kryptowalut należy prawdopodobnie szukać gdzie indziej.

Bartosz Grejner – analityk rynkowy

Kantor wymiany walut on-line Zielona Góra

www.cinkciarz.pl


woman-3373913_640.jpg

Żeby przetrwać tzw. rynek niedźwiedzia, część inwestorów angażuje się w proces zwany stakingiem. Umożliwia on osiąganie zysku, nawet gdy ceny kryptowalut tkwią w martwym punkcie.

Wartość jednego bitcoina oscyluje obecnie wokół 3,5 tys. dolarów, przy bardzo małym (jak na kryptowaluty) przedziale zmienności. Adaptacja kryptowalut do systemu finansowego i życia codziennego nie nastąpiła w takim stopniu, jak tego oczekiwano jeszcze rok temu. Obecny stan cenowy jest tego efektem. Nic dziwnego więc, że ludzie czy firmy zaangażowane w kryptowalutowy biznes szukają alternatywnych sposobów, by osiągać zysk.



Cena bitcoina spadła poniżej średniego kosztu jego wydobycia, co sprawia, że część kopiących kryptowaluty może zaniechać zajęcia, które stało się nieopłacalne. Może to wywołać eskalację trendu spadkowego i sprowadzić cenę bitcoina poniżej 2 tys. dolarów.

Rynkowi kryptowalut doskwiera brak pozytywnych bodźców. Nic więc dziwnego, że ceny spadają. Wywiera to dużą presję na trudniących się „kopaniem” kryptowalut. Średni koszt potrzebny do stworzenia jednego bitcoina wynosił 4,060 tys. dol. w IV kwartale ub.r. – wg analizy JPMorgan Chase cytowanej przez agencję Bloomberg. Dzisiaj cena tej największej z kryptowalut waha się w okolicach 3,5 tys. dolarów.

Taki poziom prawdopodobnie będzie stopniowo przyczyniał się do ograniczenia liczby trudniących się tym procesem, szczególnie że nie widać światełka dla kryptowalut. Spadek cen stawia pod znakiem zapytania opłacalność wydobycia bitcoinów praktycznie we wszystkich regionach świata, z wyjątkiem Chin, gdzie średni koszt wykopania jednego bitcoina wg ww. analizy wynosił 2,4 tys. dol. Chińskie podmioty są w stanie tanio kupować energię stanowiącą główny koszt w całym procesie kopania kryptowalut.

Jeżeli z rynku wykruszą się „wydobywcy”, którzy mają wysokie koszty, zyskają na tym podmioty niskokosztowe. Będą one mogły wydobywać więcej bitcoinów, zużywając tyle samo energii. Mogłoby to doprowadzić do spadku kosztów chińskich producentów do poziomu nieco poniżej 1,260 tys. dol. – wg danych JPMorgan Chase. Większa podaż tańszych bitcoinów może z kolei wywierać dodatkową presję na cenę największej kryptowalut, a tym samym także na cały rynek, w którym udział bitcoina nadal wynosi ok. 50 proc.

Czy wartość jednego bitcoina może spaść właśnie do poziomu ok. 1,260 tys. dolarów?

Ciężko uznać taki scenariusz za mało realistyczny, jeśli przeanalizujemy ruchy cenowe. Od połowy grudnia 2017 r. do dzisiaj cena spadła z ok. 20 tys. do 3,5 tys. dol., czyli o ok. 82 proc. Nawet jeśli ponadroczny okres zawęzimy do trzech miesięcy, spadek i tak wydaje się ogromny. Wartość bitcoina od połowy listopada 2018 r. do połowy grudnia obniżyła się z ok. 6,5 tys. dol. do 3,2 tys., czyli o połowę. Spadku ceny poniżej 2 tys. dol., nawet w miesiąc przy mało sprzyjających okolicznościach, nie można więc wykluczyć.

Okoliczności rzeczywiście nie są sprzyjające

Częściowe zamknięcie instytucji federalnych w USA przyczyniło się do wycofania wniosku o wprowadzenie funduszy ETF opartych na bitcoinie do obrotu na giełdzie w USA. W strukturach amerykańskiego regulatora rynku finansowego (SEC) znajdowało się zbyt mało osób, by przeanalizować, a następnie zatwierdzić wniosek. Oczywiście należało się także liczyć z jego odrzuceniem.

Tak czy owak, stanęło na informacji, która nie pomoże kryptowalutom. Tymczasem ten rynek potrzebuje kroków, które przełożą się na większe zaufanie zarówno konsumentów, jak i instytucji finansowych. Bez wprowadzenia regulacji ceny kryptowalut nadal mogą stopniowo osuwać się coraz niżej.

Bartosz Grejner – analityk rynkowy

Kantor wymiany walut on-line Zielona Góra

www.cinkciarz.pl



Światowa popularność sieciowej gry przyniosła jej producentom 3 mld dolarów rocznego zysku, ale nie uszła także uwadze przestępców. Przez wewnętrzną walutę gry oraz ciemną stronę internetu oszuści „piorą brudne” pieniądze, wykorzystując także kryptowaluty.

Dokładniej chodzi o niezwykle popularną wśród dzieci i nastolatków grę Fortnite i używaną w niej walutę nazwaną przez producentów v-bucks. Mechanizm polega na tym, że przestępcy kupują za skradzione karty kredytowe i debetowe walutę w grze, a później sprzedają ją przede wszystkim w dark webie, czyli tej części internetu, której nie widzą wyszukiwarki typu Google. Pochodzące z nielegalnych źródeł pieniądze są w ten sposób „wyprane” z użyciem waluty w grze.

O skali problemu doniosła firma Sixgill, badająca dark web, o sprawie pisał także dziennik „The Independent”, w artykule pt. „Jak dzieci grające w Fortnite pomagają napędzać przestępczość zorganizowaną”.

Popyt zwabił przestępców

Fortnite to obecnie jedna z najbardziej popularnych gier sieciowych. Dostępna za darmo do pobrania zyskała już ponad 200 milionów graczy na całym świecie. Na największej platformie streamingowej Twitch ustępuje pod względem popularności (liczby widzów) tylko jednej grze. Fortnite jest rozpowszechniany w modelu freemium, polegającym na udostępnieniu gry za darmo, ale jednocześnie umożliwiającym kupowanie przedmiotów czy rozszerzeń wewnątrz samej gry. Z punktu widzenia producentów gier to dużo bardziej opłacalny model biznesowy niż tradycyjna jednorazowa płatność z góry za grę. Przynosi bowiem stały strumień dochodów rozłożony w dłuższym okresie..

Taki model umożliwił producentowi gry osiągnięcie ok. 3 mld dolarów zysku w 2018 r. Z danych wspomnianej firmy badawczej wynika, że rosnąca popularność Fortnite w dark webie była bezpośrednio związana z miesięcznymi przychodami osiąganymi przez grę. To drugie nie umknęło bowiem oczom świata przestępczego, który wykorzystał słabe zabezpieczenia i ogromną popularność, a tym samym duży popyt na wewnętrzną walutę gry. Posłużyła ona do „wyprania” pieniędzy pochodzących z kradzieży. Znaczenie odegrał także fakt, że płatność skradzionymi kartami to nie jedyna opcja ich „wyprania” dostępna w Fortnite.

Tu pojawia się wątek kryptowalut

Przedmioty w grze Fortnite można kupować również za kryptowalutę monero, która bywa wykorzystywana do nielegalnych transakcji w internecie (m.in. ataki hakerskie, ransomware) ze względu na to, że zapewnia większy poziom prywatności w porównaniu np. bitcoinem. Wspomniany bitcoin ma jednak także udział w tym procederze. Kupowane za „brudne pieniądze” v-bucksy oferowane są później w dark webie właśnie bardzo często za bitcoiny. Przestępcy może tracą kilkanaście procent, ale pieniądze są już po całej operacji „czyste”.

Choć nie należy tu wietrzyć żadnego spisku ze strony producentów, wykorzystanie waluty monero w grze mogło być także nieco niefortunne. Co prawda jest to kryptowaluta używana także do legalnych transakcji, ale jej problemem już pod koniec ubiegłego roku zainteresował się amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (Department of Homeland Security), który zlecił stworzenie systemu do śledzenia transakcji zawartych przy jej użyciu.

Producent Fortnite prawdopodobnie będzie próbował uszczelnić swoją wewnętrzną walutę, by ograniczyć cały nielegalny proceder. Sytuacja ta jednak pokazuje jeden z największych problemów, z jakimi borykają się obecnie wirtualne waluty. Zarówno v-bucks, jak i bitcoin czy monero praktycznie nie podlegają żadnym regulacjom, co w obliczu coraz większego zazębiania się świata rzeczywistego pieniądza z tym wirtualnym stanowi duży problem. Świadczyć może o tym fakt, że cały proceder miał miejsce na oczach milionów i był (prawdopodobnie nadal jest) napędzany przez popularność, jaką generują grze przede wszystkim dzieci.

Bartosz Grejner – analityk rynkowy

Kantor wymiany walut on-line Zielona Góra

www.cinkciarz.pl


analytics-3088958_640.jpg

Japoński regulator finansowy nie zgodzi się na wprowadzenie instrumentów pochodnych opartych o kontrakty terminowe. Będzie to kolejny cios dla kryptowalut, które nie są w stanie wybić się ze spadkowego trendu obserwowanego przez cały 2018 rok.

Wg doniesień agencji informacyjnej Bloomberg, Financial Services Agency (FSA), czyli nadzorca finansowy w Japonii, nie zezwoli na wprowadzenie do obrotu instrumentów pochodnych, takich jak np. kontrakty terminowe czy opcje. Instrumenty te są notowane już od końcówki 2017 r. na giełdach m.in. w USA. Japonia to jednak jeden z największych na świecie rynków kryptowalut i ruch ten może być kolejnym czynnikiem, który uniemożliwi odreagowanie istotnych spadków cenowych, jakie kryptowaluty poniosły w 2018 r.